Witajcie, podróżnicy!
Są takie miejsca, które nie tylko się odwiedza. One wchodzą pod skórę, zostają w głowie i sercu na długo po powrocie. Sapa w północnym Wietnamie to właśnie jedno z nich – górzysta kraina z tarasami ryżowymi, mgłą jak z „Władcy Pierścieni” i ludźmi, którzy są równie gościnni, co nieprzewidywalni (w najlepszym sensie tego słowa!).
Moja przygoda zaczęła się od... Kan-a – mojego kierowcy. Chłopak mierzący może 160 cm, ważący połowę tego, co ja po solidnym obiedzie w Polsce. A jednak, gdy odpalił motor, czułem, że to on dowodzi. Ja? Siedziałem z tyłu jak worek ryżu z emocjami na twarzy.
Nasza trasa to nie była wycieczka – to było przetrwanie w stylu off-road. Drogi? Ha! Raczej ścieżki z błota i kamieni, przez które przejeżdżaliśmy z duszą na ramieniu. Stromizny, strumienie, zakręty – wszystko, co można nazwać wyzwaniem, znajdowało się na tej trasie.
Dwa razy prawie zaliczyliśmy glebę. Raz tylko cudem nie wjechaliśmy do rwącej rzeki. I wiecie co? Nigdy nie czułem się bardziej... wolny.
Gdy już adrenalina spadała, pojawiały się widoki, od których zapomina się oddychać. Zielone tarasy ryżowe ciągnące się po horyzont, pasące się bawoły, dzieci machające z pobocza i mgła sunąca po dolinach. Natura, która nie potrzebuje żadnych filtrów.
Nocleg? Homestay Sapa – proste warunki, drewniane ściany, wspólna kolacja i... dusza. Tam poznałem Mamę Kana, która przywitała nas talerzem parującego ryżu i sercem większym niż góry, które nas otaczały. A potem przyszedł czas na legendarną „happy water” – lokalną wódkę ryżową. Smak? Trudno powiedzieć, bo po trzecim kieliszku skupiasz się głównie na utrzymaniu kontaktu z rzeczywistością. 😂
Ale wiecie co było najlepsze? To poczucie wspólnoty. Ognisko, śmiech, historie z różnych stron świata – i ta jedna chwila, kiedy człowiek czuje się częścią czegoś większego niż tylko siebie.
Kiedy wracałem z tej wyprawy, byłem brudny, zmęczony i... szczęśliwy jak dziecko po pierwszym kuligu. Sapa to miejsce, które nie oferuje luksusu, ale daje coś znacznie więcej – autentyczność. To tu zrozumiałem, że prawdziwe podróże zaczynają się tam, gdzie kończy się komfort.
Nie znajdziesz tu pięciogwiazdkowych hoteli, ale znajdziesz pięciogwiazdkowe emocje. Nie wypijesz latte z migdałowym mlekiem, ale dostaniesz najlepszą kawę z żółtkiem, która smakuje jak przygoda. I nie zrobisz idealnego selfie, ale zrobisz idealną pamiątkę w swojej pamięci.
Jeśli planujecie wyjazd do Wietnamu – nie pomińcie Sapy. A jeśli jeszcze się wahacie, to obejrzyjcie mój film. Tam jest wszystko – śmiech, błoto, wzruszenie i... happy water. 🥂
📢 Subskrybujcie kanał Amigos Travel, dajcie znać w komentarzu, czy sami ruszylibyście na motor z Kanem. A może już to zrobiliście?
Do zobaczenia w kolejnej podróży! 🌍Adam – Amigos Travel ✈️
08-101 Siedlce
3 Maja 51, lok.2